wtorek, 6 listopada 2018

Listopadowy poranek na Babiej Górze...

               Pierwsza niedziela listopada, ponoć w górach pogada miała być i zaś dylemat gdzie by tu jechać. Eh Tatry jak najbardziej by mi siadły lecz myśl o ewentualnych korkach na drogach bo ludziska z weekendu będą wracać zniechęciła mnie. Turbacz odpadł w przedbiegach bo pewnie błociska spore będą, Barania jakoś mgliście mi się widziała. No gdzie? hmm No to Babia Góra wraz z Małą Babią, a na wschód słońca się nie wybieram bo po prostu  zaśpię, co też się prawie stało he he he.
       Dość fajnie bo ludzi nie było za dużo, trochę szczęścia mi po drodze zabrakło do warunków na drodze, mgła się rozlała i na Sokolicę się wdrapałem z Krowiarek całe 20 minut po wschodzie słońca, nie ma pośpiechu czas na kawę i próbę ogarnięcia nowego nabytku. Starszy sprzęt doczekał się  emerytury i dołączył do grona zasłużonych innych urządzeń rejestrujących obraz.

              Coś z ubiegłej niedzieli, mały rozgardiasz się zrobił w fotkach...











































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz